Rugia

Ten wyjazd był inny. Jechaliśmy po raz pierwszy z psem. Nocleg zarezerwowany, wystarczy się spakować i w drogę. Niestety ta była długa i uciążliwa z uwagi na brak klimatyzacji w samochodzie. Niestety – popsuła się i na naprawę musimy poczekać dwa tygodnie. Po sześciu godzinach jazdy – początkowo w upale, później w deszczu dojechaliśmy do Binz. Był to świetny wybór na pięciodniowy pobyt.

Mieszkaliśmy w domku , który wraz z kilkom innymi mieścił się na prywatnej posesji. Ogromne zalety lokalizacji – to położenie bardzo blisko lasu, a jednocześnie do centrum spacerkiem 5-10 minut. Spokój i cisza.

Jeszcze tego samego dnia udaliśmy się do Prory – jest to kompleks ośmiu identycznych budynków zbudowanych pomiędzy 1936 a 1939 rokiem. Obiekt rozciągający się na długości 4,5 km został zaprojektowany na 20 000 miejsc, nigdy jednak nie został ukończony. Podczas wojny jeden z budynków zamieszkiwali uchodźcy ze zbombardowanych miast. Obecnie część budynków została przystosowana na apartamenty.

Na miejscu można obecnie odwiedzić muzeum, my jednak byliśmy zbyt późno. Droga z Binz do Prory to bardzo przyjemna trasa nadmorska. Niestety rozczarowaniem dla nas było ograniczenie wchodzenia na plażę z psem. Na tej trasie były jedynie dwa krótkie odcinki, gdzie mogliśmy zejść z Jackiem nad morze. Do tego w tych miejscach morze było śmierdzące.

Drugiego dnia pojechaliśmy na słynne klify – czyli do Parku Narodowego Jasmund. Tutaj można bez problemu wędrować z psem. Ważne , by pies był na smyczy. Samochód zostawiamy na parkingu i drogą leśną wędrujemy w kierunku klifów.

Aby wejść na słynny punkt widokowy Königsstuhl trzeba wykupić bilet. Obecnie – maj 2023 – to 12 euro/osoba. Oprócz spaceru na specjalnej platformie, można również odwiedzić nowoczesne centrum edukacyjne.

Idąc dalej – dochodzimy do kolejnego punktu widokowego, z którego lepiej widać słynny tron. Tutaj wejście jest bezpłatne. Gdybym przyjechała tutaj drugi raz , ominęłabym ten punkt płatny i od razu przeszła na drugi – stąd bowiem lepiej widać potęgę urwiska.

Zmęczeni wróciliśmy do naszego tymczasowego domku. Pojedliśmy, odpoczęliśmy i ruszyliśmy na spacer w kierunku zameku myśliwskiego Granitz. Spacerek bardzo przyjemny. Po 40 minutowym spacerze byliśmy na miejscu. Najpierw minęliśmy mniejszy Ausstellung Granitzhaus.

Nieco dalej i wyżej ujrzeliśmy neorenesansowy pałacyk myśliwski Granitz, wzniesiony w XIX wieku przez księcia Putbus Wilhelma Malte.

Nie chcieliśmy wracać, pogoda była wymarzona do pieszych wędówek – więc ruszyliśmy w kierunku Sellin. Szlak jest bardzo dobrze oznakowany . Powinnam napisać szlaki, bowiem dróg do Sellin było kilka. My wybraliśmy tę, która prowadziła przez Schwarzen See. Miejsce okazało się magiczne. Spokój, cisza, brak turystów, otaczająca zieleń. No po prostu pięknie.

7 km przed nami . No nie powiem, chwilami mieliśmy dosyć. Dla zachęty dodam jednak, że sama trasa jest przepiękna. Chwilami zbliżaliśmy się do urwiska, to znowu szliśmy pięknym lasem.

No i doszliśmy. Naszym oczom ukazało się molo zakończone pięknym pawilonem. Na samym końcu mola znajduje się gondola, w której można na kilka minut zanurzyć się w morzu. Sama miejscowość to – piękny wypoczynkowy kurort. Są tu szerokie, piaszczyste plaże, a w mieście zachowało się sporo zabytkowej zabudowy. 

Pora wracać, a my nie mamy siły. Szukamy więc sławnej kolejki „Rasender Roland” – czyli Rugijskiej kolejki wąskotorowej. Jest to kolej parowa i kursuje z Putbus przez Binz, Sellin i Baabe do Göhren . Trochę trwało , zanim zrozumieliśmy tutejszy rozkład jazdy. Po czterdziestu minutach nadjechał parowóz ciągnąc kilka wagonów , w tym jeden otwarty. Jackie wystrszył się niesamowicie samego wjazdu pociągu. Wniosłam go do wagoniku – i dalej już było dobrze. Trasa kolejki bardzo przyjemna – i każdemu polecam taką przejażdżkę.

Kolejny dzień przywitał nas pogodą chmurną, ale bez deszczu. Naszym celem był Kap Arkona. Jest to najbardziej wysunięty na północ fragment Rugii. Samochód zostawiliśmy na dużym parkingu przy miejscowości Putgarten. Dalej ruszyliśmy pieszo – najpierw przez całkiem sympatyczną wioskę, a później wzdłuż pól. Z daleka widać było dwie czerwone , ogromne latarnie.

Krótki przystanek przy latarniach – i właściwie krótki postój na wybrzeżu. Trochę byliśmy zawiedzeni widokiem. Z punktu widokowego ruszyliśmy w kierunku wioski Vitt. Po dwóch kilometrach byliśmy na miejscu. Malutka, urocza wioska wita i zachęca do odpoczynku nad brzegiem morza. Można tutaj skosztować pysznych bułek ze śledziem.

Wracamy do naszego tymczasowego domku i po obiadku ruszamy do centrum Binz- ale tym razem kierujemy się na zachodnią plażę. Mijamy piękny skwer z uroczymi rzeźbami.

Kończymy dzień przed naszym domkiem leżakując na wielkiej kanapie.

Dzień z różami – to tylko w Putbus. Miasteczko z pięknym okrągłym skwerem otoczonym białymi domami, przed którymi rosną cudowne róże.

W Putbus oprócz pięknych róż warto zwrócić uwagę na cudowny, duży park. oraz dawną oranżerię.

Kolejny przystanek to Göhren. Jest to uzdrowisko położone na wzgórzu . Nad morze można zjechać kolejką szynową, lub po prostu zejść po schodach. Miejscowość wita nas pięknymi różami. Później wędrujemy bardzo długą, szeroką plażą. Miejscowość typowo wypoczynkowa, zadbana, czyściutka.

W ostatni dzień naszego krótkiego urlopu ruszamy ponownie na klify – ale chcemy na nie spojrzeć od strony morza. Jedziemy więc do Sassnitz i ruszamy wzdłuż wybrzeża. Jackie dzielnie wędrował po kamieniach włażąc na wszystko co wystawało.

Na koniec idziemy jeszcze do portu kupujemy, buły ze śledziem, które później z apetytem zjadamy.

Ostatnim punktem naszej wycieczki był przejazd do Kleine Zicker. Miejscowość, w której jakby zatrzymał się czas. Cudowne domy kryte strzechą oferowały miejsca noclegowe. Myślę, że w sezonie wioska tętni życiem. Teraz panował tu błogi spokój i sielanka.

Rankiem żegnamy naszą miejscówkę i wracamy do Bydgoszczy. Nasz dzielny psiak doskonale zniósł sześciogodzinną podróż. Już myślimy o kolejnej ….

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *